Jej książka będzie hitem – na polskim rynku wydawniczym brakowało merytorycznej literatury dla dojrzałych kobiet. Prezentujemy wywiad z autorką “Serce nie ma zmarszczek”, Dorotą Goldpoint.
Różnymi drogami ludzie dochodzą do wykonywanego przez siebie zawodu. Jak to było w Pani przypadku?
Dorastałam w rodzinie, która nie traktowała poważnie zawodów artystycznych. A ja marzyłam o aktorstwie (Machulscy umożliwiali mi przyjęcie do łódzkiej filmówki bez egzaminów), fascynowało mnie projektowanie i szycie, pociągał świat artystyczny. Rodzice jednak naciskali na zdobycie konkretnego zawodu, ukończenie porządnej uczelni takiej jak Uniwersytet. Nie miałam wsparcia w swoich artystycznych zapędach, nie pozwolono mi wyjechać z Warszawy na studia, a ja nie byłam zbuntowaną nastolatką. W domu stawiano na czytanie książek, naukę języków obcych i ceniono sobie pracowitość. To wszystko wyniosłam z domu, ale zarazem towarzyszył mi pewien niedosyt.
Początek studiów zbiegł się w czasie z przemianami roku 1989. Nie musiałam długo czekać: z moją energią i zapałem do pracy, znajomością języków i oczytaniem praca mnie sama znalazła. Wyjazdy za tą inną – “lepszą” zagranicę były tak fascynujące, że gdy pierwszy raz wyjechałam na służbowy wyjazd, przepełniona wrażeniami i nieco zagubiona, zostawiłam kartę pokładową w hotelu. Zachodni, jakże odmienny od przaśnej polskiej rzeczywistości przepych i dostępność niemalże wszystkiego zauroczyły mnie, oszołomiły. Praca podczas studiów w jednej z pierwszych polskich korporacji, odbywane regularnie szkolenia w Londynie sprawiły, że czułam się jak “młody Bóg”.
Jeszcze podczas studiów weszłam w stały związek, który przeistoczył się w małżeństwo, zaraz potem pojawiły się na świecie nasze dzieci. Rozpoczęłam studia podyplomowe, potem szkolenie analityczne. Gdy dzieci poszły do szkoły, rozpoczęłam pracę jako psychoterapeuta. Czułam, że to odpowiedni moment dla mnie; że mogę, bez poczucia winy oddać się pracy, jednocześnie dysponując czasem, który mogłam poświęcić dzieciom. Miałam poczucie spełnienia, równocześnie odczuwając pewien niedosyt, brak możliwości rozwinięcia swojego całego potencjału, jaki (byłam o tym głęboko przekonana) we mnie tkwił. Zmiany w moim życiu osobistym poskutkowały przewartościowaniem priorytetów i podjęłam decyzję pójścia za swoim artystycznym pragnieniem. Towarzyszyło mi wówczas poczucie lęku z domieszką determinacji.
Nie muszę chyba dodawać, ile wysiłku wymagało nowe przedsięwzięcie Po dwóch latach prowadzenia własnej marki modowej dla kobiet, uznałam, że potrzebuję więcej wiedzy. Chciałam wiedzieć, chciałam uczyć się od najlepszych, jak rozwijać firmę działającą w tej branży, skończyłam więc roczne szkolenie w Londynie. W tym roku minęło pięć lat od prezentacji mojej pierwszej kolekcji. Jestem dumna i szczęśliwa, że udało mi się stworzyć od podstaw markę dla dojrzałych kobiet, której obecnie liczne zadowolone klientki.
W jakim stopniu bycie psychoterapeutą pomaga rozpoznawać potrzeby swoich klientek? Ponieważ zakładać należy, że bardzo, od razu zapytam o to, czy często przymiarki stają się sesjami?
Myślę, że tym, co wyróżnia moją markę pośród innych polskich projektantów i firm odzieżowych jest sposób i styl pracy z klientkami. Każda przychodząca do mnie kobieta ma komfort bezpośredniej pracy ze mną, to dzieje się poprzez rozpoznawanie potrzeb, które identyfikuję podczas rozmowy. To proces, który zwykle trwa około godziny, ale bywają klientki, które spędzają ze mną parę godzin, przylatują specjalnie i zamawiają „hurtowo”.
Projekt “The Inner Power”, którego zwieńczeniem jest książka “Serce nie ma zmarszczek” jest wynikiem tychże rozmów z klientkami, czy raczej szerszych obserwacji?
Projekt “The Inner Power” to wynik obserwacji, rozmów z klientkami i zdobytej wiedzy. Stworzyłam go, by wesprzeć dojrzałe kobiety, by udowodnić, że proponowana przeze mnie perspektywa dojrzałości może być i powinna być postrzegana przez kobiety jako ich ogromny potencjał, a nie jak ograniczenie lub obciążenia.
Moim pragnieniem jest zmiana postrzegania dojrzałych kobiet i przywrócenie równowagi w tworzeniu dla nich należytego miejsca i pozycji. Młodość trwa 15 lat, a dojrzałość 30, którym zatem okresem warto się zająć? Badania pokazują, że stawianie na tzw. “millenialsów” wyrządziło im bardzo dużo szkód. Młodzi ludzie nie są w stanie unieść pewnych spraw, sprostać wyzwaniom, potrzebują czasu i doświadczenia życiowego, aby umiejętnie i rozwojowo ulokować siebie w społeczeństwie.
Rosnące oczekiwania pracodawców, inwestowanie w wyjazdy integracje kończyły się ekscesami i nie wpływały pozytywnie na efektywność pracy. Rosnące pensje i wymagania psuły młodych ludzi, którzy nie rozwijali się, a jedynym wzrastającym wskaźnikiem w ich przypadku był poziom ich roszczeniowości.
Książka “Serce nie ma zmarszczek” ma pobudzać refleksyjność czytelnika, otwierać go na różne, ważne obszary życia, ma pomagać uporać się z wieloma dylematami i wątpliwościami, a także pozwolić mu pogodzić się z nieuchronnym
przemijaniem.
Ambasadorki projektu są bardzo znanymi kobietami. Czy uważa Pani, że dla nich mierzenie się z dojrzałością jest łatwiejsze niż dla statystycznej Polki po pięćdziesiątce, czy wręcz odwrotnie?
Ambasadorki projektu to cudowne, spełnione i osiągające sukcesy kobiety: Grażyna Szapołowska, Agata Młynarska, Katarzyna Grochola, Alicja Węgorzewska, Anna Korcz, Joanna Kurowska, Jolanta Fraszyńska, Katarzyna Żak i honorowa ambasadorka Irena Santor. To prawdziwe gwiazdy. Każda z nich ciężko zapracowała na swój sukces i pozycję. Myślę, że osobom publicznym może być dużo trudniej mierzyć się z bezlitosnym peselem, gdyż ich artystyczne zawody wymagają od nich dobrej formy i nienagannej prezencji. Tym wspaniałym kobietom się to udaje i właśnie z tego powodu zaprosiłam je do projektu. To z ich życiowej postawy każda inna kobieta będzie mogła czerpać inspiracje i odzyskać utraconą wiarę w swój potencjał.
Czy kiedykolwiek zdarzyło się Pani potraktować swój wiek jako ciężar, a nie atut?
Nie przypominam sobie, nigdy nie ukrywałam swojego wieku, choć często ludzie powątpiewali w to ile mam lat. Gdy miałam 18 lat, wyglądałam na 13 i nie wpuszczano mnie na filmy dla dorosłych; musiałam pokazywać dowód. Jestem bardzo zdyscyplinowana i mam swoje rytuały, które sprawiają, że czuję się dobrze z sobą i ze swoim ciałem, a jeśli coś mi przeszkadza, to albo to zmieniam i nad tym pracuję, albo się z tym godzę. Mam w sobie młodą, pragnącą żyć duszę, nie poddaję się, gdy przychodzą trudności i to chyba one zahartowały mnie i uczyniły wdzięczną za wszystko, co dostałam od życia, bez wyjątku.
A może dojrzałość nie jest ani atutem, ani ciężarem, a raczej balastem pozwalającym zachować równowagę i dystans do czasu?
Dojrzałość jest naturalnym procesem, przez który każdy musi przejść. Sposób, w jaki gw niego wchodzimy i przeżywamy zależy od bardzo wielu czynników. Dla mnie dojrzałość to przede wszystkim równowaga w wielu obszarach: osobistym, zawodowym, społecznym. To czas, w którym chcę zacząć dzielić się tym, co zgromadziłam w swoim kochającym życie wnętrzu. To czas refleksji, czasami smutku, z powodu tego, co odchodzi odchodzą, przemija.
Jestem jednak optymistką i zawsze widzę aż pół szklanki wody, nie narzekam na los ani na życie. Robię wszystko, by mieć na nie jak największy wpływ. Natomiast to, na co nie mam wpływu, przyjmuję z wdzięcznością i pokorą. Kocham ludzi, otaczam się tymi, którzy, podobnie jak ja, patrzą w przyszłość, doceniam każdy miły gest, a na uśmiech odpowiadam zawsze uśmiechem. Unikam destrukcji, gdyż ona odbiera mi energię i siłę.
Jaki cel postawiała sobie Pani, inicjując projekt “The Inner Power”?
Inicjując projekt “The Inner Power” chciałam osiągnąć kilka celów: rozpocząć dyskusję na temat dojrzałości popartą demograficznymi zmianami i przywrócić w mediach równowagę pomiędzy promowaniem młodości a docenianiem dojrzałości. Chciałam także wesprzeć dojrzałe kobiety i dodać im siły, aby nie obawiały się o siebie zawalczyć. Aby zaczęły doceniać swój potencjał, a nie tęsknić za nierealnym lub wzdychać za czymś pozornie utraconym. Aby pokochały siebie…
Poza bogato opisaną, wspartą szeroką wiedzą sferą psychologii wieku dojrzałego uzupełniła Pani książkę poradami bardzo praktycznymi z Pani codziennej praktyki – dodatkiem “Must have”. Czyli coś dla duszy i ciała?
Zdaję sobie sprawę, że niektóre fragmenty książki mogą być trudne i wymagają powracania do nich, za każdym bowiem razem czytelnik będzie odkrywał ich nowe znaczenie i to właśnie chodzi. Do tej książki dobrze jest zaglądać wiele razy, szczególnie, że życie niesie wiele zagadek i pojawiający się impas, opór przed zmianami potrzebuje rosnącej, wewnętrznej przestrzeni do zmetabolizowania tego co tu i teraz.
Na prośbę moich klientek przygotowałam katalog inspiracji “Must have” dla dojrzałych kobiet. Około 50. roku życia wraz ze zmianami hormonalnymi bardzo często zmienia się nasza sylwetka, a upływający czas i zmiany wymagają zweryfikowania dotychczasowej garderoby. Ten katalog ma podpowiedzieć jak zbudować bazę szafy, abyśmy dalej czuły się kobieco i atrakcyjnie, a jednocześnie adekwatnie do wieku i sylwetki.
Czego oczekuje od przyszłości spełniona dojrzała, a nadal pełna energii kobieta, jaką niewątpliwie Pani jest?
Pragnę się dalej rozwijać, kontynuować budowanie marki, która zatroszczy się o każdą kobietę, ubierze na różne okoliczności, ze szczególną starannością potraktuje potrzeby i pragnienia głęboko skrywane na dnie serca, które nie ma zmarszczek. Chcę dalej kochać i być kochana, chcę z radością i podziwem przyglądać się życiu moich dorosłych już synów.
Pracuję na dobre zdrowie i samopoczucie, a także na wartościowe relacje z bliskimi mi osobami.